Jędrzej Soliński
Tekst ukazał się w Miesięczniku "Odra": ODRA 6/2022.
Jeżeli ktoś z nostalgią wspomina Franciszka Retmana z Iluminacji, Witka z Constansu i Augustyna z Imperatywu, to w pochodzie młodych intelektualistów, próbujących na drodze rozumowego poznania zajrzeć za zasłonę tajemnicy, może od niedawna odnaleźć nową postać – Dawida, głównego bohatera Liczby doskonałej, najnowszego filmu Krzysztofa Zanussiego.
Krzysztof Zanussi jest w Polsce jedynym, w moim przekonaniu, twórcą kina religijnego. Wyobraźnia religijna twórcy Liczby doskonałej daleka jest jednak od siermiężnego sztafażu filmów tzw. przykościelnych, traktujących o życiu postaci wynoszonych na ołtarze. Miejsce, które zajmuje w nich pewność wiary i przekonanie o istnieniu siły wyższej przybranej w szaty katolicyzmu, Zanussi wypełnia metafizycznym niepokojem. Sam termin wyobraźnia religijna ma sens o tyle, o ile postrzegany jest koherentnie: by zajrzeć w sferę sacrum, potrzeba wyobraźni. Nie świętych pism, pięknych świadectw i żywotów świętych, ale właśnie wyobraźni. To ona staje się motorem napędowym przemiany bohaterów najnowszego filmu reżysera. Młody matematyk Dawid, całkowicie zapatrzony w liczby i obojętny na uczucia – swoje i bliskich mu osób – oraz Joachim, stary biznesmen, skupiony na sobie egoista, twardo stąpający po ziemi i po trupach osiągający własne cele tworzą razem (przepraszam Twórcę za nadużycie) jednego bohatera rozpisanego na dwie postaci, połączone ze sobą niczym splątane układy kwantowe, tworzące niemożliwą w klasycznej fizyce sytuację, w której stan całego układu jest lepiej określony niż stan jego części.
Losy młodego naukowca i starego biznesmena, zdawałoby się obojętnych na doświadczenia pozazmysłowe, nie tyle splatają się w jedno, ile zdają się zdążać do wspólnego punktu. To jest to miejsce, ten stan, którego tak uparcie poszukiwał Franciszek Retman w Iluminacji i Augustyn w Imperatywie. Stan, który wymaga uruchomienia wyobraźni stricte religijnej, dzięki której jeden racjonalista zadaje pytanie drugiemu racjonaliście: Jeżeli masz do wyboru coś albo nic, to co wybierzesz? Pytanie o to, czy gdzieś poza racjonalnym poznaniem istnieje raczej coś niż nic, bohaterowie zadają sobie wspólnie, jednak drogi do niego prowadzące są różne – drogą Dawida jest nauka, drogą Joachima – zdążanie ku bliskiej śmierci. Nie bez znaczenia jest również owo splątanie losów – bohaterowie kolejno ratują sobie życie, co oczywiście wyznacza kolejne punkty zwrotne, zresztą takich momentów węzłowych i paralelnych epizodów w życiu dwóch mężczyzn jest więcej. Na odkrywanie ich i łączenie kropek przyjdzie, mam nadzieję, czas w kinie podczas seansu.
Czasy, w których film taki jak Constans zdobywały nagrody w Cannes, minęły, i z pewnością nie zabraknie głosów wypominających Krzysztofowi Zanussiemu, że prawdziwe problemy znajdziemy w filmach Smarzowskiego czy Vegi, a nie w jakichś filozoficznych dyrdymałach niezadowolonych z życia intelektualistów. Jednak jeśli kwestię filmowego Dawida "gdy masz do wyboru coś albo nic, to co wybierzesz?" uznamy za dyrdymały, tym gorzej dla nas.