Bohema Cieplicka 14-03-2023
Tym razem jesteśmy śmiertelnie poważni, bo na ołtarzu jakiejś makabrycznej wojenki o - i to jest w tym wszystkim najobrzydliwsze - władzę i towarzyszące jej synekury - złożono ofiarę z dziecka. Nasz kraj zabija dzieci. Tak, to się dzieje już teraz. Dlatego nie możemy udawać, że wciąż "nic się nie stało". Sięgamy dna. My, nasze państwo, nasze społeczeństwo. Dlatego zabieramy dwugłos.
Z długą wizytą w piwnicy Josefa Fritzla
Podczas gdy wszyscy znów klęczą przed złotym cielcem i nie ma i nie będzie Mojżesza, który by przerwał tę czarną szatańską mszę – mówię o sprawie z Lolkiem, co wiedział, ale nie powiedział – Mikołaj wciąż nie żyje. Żyjemy w piwnicy Josefa Fritzla – Polsce. Wrażając sobie wzajemnie ostrogi w łydki po gombrowiczowsku. Mikołaj nie żyje. Paweł nie żyje. Mordercy wciąż w eterze.
Nikt nie może mieć wstępu do naszej piwnicy Fritzla, więc mamy mnóstwo wrogów. Największym chyba teraz (no, zmieniamy ich często, jak w „1984”…) są „ci z chorobami” na wschodniej granicy. Dumni i honorowi zabijamy ich za drutami. Jeszcze nie palimy.
A Mikołaj jak nie żyje, tak nie żyje. Teraz w ciemnej piwnicy Fritzla jest ważniejszy problem. Ktoś powiedział/pokazał/udowodnił, że Lolek – największy autorytet Fritzla – wiedział. O innych Mikołajach. Gdyby wtedy jednak powiedział i otworzył drzwi piwnicy… może dzisiaj by Mikołaj żył… Może. Nie wiadomo. Mikołaj nie żyje.
Ale w piwnicy Fritzla nie jest źle. Trzeba się tylko słuchać i nie odchodzić za daleko. Można poćwiczyć. Na przykład można, w ramach ćwiczeń, powtarzać, myśląc o martwym Mikołaju, słowa „nic tak nie ożywia akcji jak trup”. Chrześcijańskie to zdanie w kontekście Mikołaja wypowiedział bezkarny (sic!) katolicki (sic!) publicysta (sic!), niejaki Rafał Z.
Polscy Fritzle mają wciąż ponad 37 % poparcia i wygrają kolejne wybory. No i co z tego, że Mikołaj nie żyje. Za nim już czeka kolejka. Przeminą. Bo przecież nikt jakoś nie wychodzi na ulice, nie krzyczy, nie podpala się…
A więc – przeminą. Mikołaj?! Jaki Mikołaj?! Przecież Lolek nie wiedział!
Mury nie runą
Tymczasem piwnicy pilnują niebiescy chłopcy. Za publiczne pieniądze. Piątek, sobota, niedziela, warszawski Trakt Królewski. Co pięćdziesiąt metrów niebieska suka z włączonymi kogutami. Stoją i straszą. Zaczepiają przechodniów. Po zmroku atmosfera stolicy tego państwa - piwnicy jak w kafkowskim śnie. "Co tu się dzieje?" - pytają niemieccy przyjaciele. "Nie wiem. Kiedyś było tu normalnie".
Z przyjacielem-poetą idziemy przez Stare Miasto i nagle widzimy, jak metr przed stojącą na Rynku kobietą z plakatowym wizerunkiem Chopina (ruchoma reklama koncertu? Zaproszenie do muzeum?) zatrzymuje się niebieska suka. Rozlega się szczekaczka (przyjaciel pomyślał - bo pamięta - o stanie wojennym) i szczeka na cały Rynek europejskiej stolicy: "proszę zwolnić pas drogowy! Proszę się odsunąć!".
Kurwa, przesuwają mi Chopina! - zakrzyknął Poeta.
Potem legitymują ciemnoskórego chłopca pod kościołem św. Anny.
Potem zatrzymują trzy młode osoby pod kolumną Zygmunta.
Ot, kaprys, Gospodarz pozwolił.
Tymczasem w piwnicy nad Wisłą upodlenie drugiego człowieka staje się sportem narodowym. Najlepszą formę - trening czyni mistrza! - prezentują biskupi. To jest liga mistrzów: bp bielsko - żywiecki wnioskuje o badanie pod kątem skłonności homoseksualnych zgwałconą wielokrotnie ofiarę księdza-pedofila. Bo może pan Janusz czerpał z molestowania jakąś przyjemność?, zastanawia się biskup.
A zaraz potem rozpętuje się kampania wyborcza - nie miejcie złudzeń, że funkcjonariuszom partyjno-kościelnym chodzi o cokolwiek innego - wokół Jana Pawła II.
Funkcjonariusz partyjny ps. "Jego Skromna Osoba" w swojej homilii, będącej komentarzem do reportażu Marcina Gutowskiego, słowem nie zająknął się o ofiarach, molestowanych przez duchownych. Ofiary te - wg Jego Skromnej Osoby - podludzie, którym nie warto poświęcić choćby jednego empatycznego zdania, o przeprosinach nawet nie wspominając, otóż owi niewidoczni podludzie nie mieszczą się we wspólnocie Kościoła, takiej, jaką chce ją widzieć arcybiskup metropolita krakowski.
Nie zauważyliśmy, by do tych małopolskich i podżywieckich wiosek, jak dobry pasterz, szukający jednej zagubionej owcy, udał się któryś z biskupów. Żeby dla któregoś z nich "to, co uczyniono jednemu z braci Jego najmniejszych", stało w centrum ich poczynań i zakreślało horyzont ich działań. Działań, a nie wzniosłych słów i pustych deklaracji.
Ale oni nigdy nie byli, nie są i nie będą w centrum zainteresowania Kościoła. To nie o nich tu chodzi. To nie w ich obronie stają dziś zastępy duchownych. Ich można krzywdzić i poniewierać nimi do woli, co zauważył dr Sebastian Duda.
Dlatego też w nadwiślańskiej piwnicy ofiary - te skrzywdzone jako dzieci przez dorosłych, te zostawione celowo na śmierć na wschodniej granicy - muszą same do siebie pisać listy pocieszenia. Dobrze, że jeszcze działają wolne media, że jeszcze ich głos ma szanse zaistnieć. Choć w zderzeniu z finasowaną wieloma miliardami z naszych podatków medialną maszynerią śmierci, której ofiarą padł niedawno Mikołaj, mogą nie mieć szans.
W zderzeniu, z niebieskimi osiłkami z warszawskiego Starego Miasta.
W starciu z ponad 30% tzw. "elektoratu".
Z tysiącznymi pomnikami uprawianej przez nas kremówkowej idolatrii.
Z naszym milczeniem.
Mikołaj i inne ofiary nadwiślańskiej piwnicy zostaną w naszej pamięci, sercu, cichej modlitwie.