Ryszard Grzywacz 24.01.2024
Rzeczywistość cieplicka chyba nigdy nie da spokoju Leonowi Ścieplitz!
W zamierzchłych czasach na dzień wiosny w szkołach robiono sobie żarty. Kiedyś pewna klasa trzyletniego technikum z dawnego Elektronika (tego na Złotniczej, którego zaczęto swego czasu rozbudowywać, po czym zburzono zaczętą budowę, szkołę przeniesiono, a na jej miejscu powstało osiedle mieszkaniowe), a więc pewna klasa technikum zamieniła się z pewną klasą z Żeroma. Po prostu jedni zamiast drugich poszli na lekcje do obcych sobie szkół. Nauczyciele stanęli na wysokości dowcipu i świetnie poprowadzili lekcje zarówno w jednej jak i w drugiej szkole.
Do tej klasy z Elektronika miał zaszczyt chodzić nasz bohater – Leon. I w najśmielszych nawet snach nie przyszło mu do głowy,
że za przykładem zamierzchłej młodzieży pójdą całe Cieplice. Nie, na szczęście nie przeniosły się do Żeroma… Ale….
Ale zamieniły się z… Wałbrzychem! (nie wiadomo tylko którym -czy Fabrycznym, Wałbrzychem – Miasto czy Głównym a może Szczawienkiem….?!) Idzie sobie bowiem ostatnio Leon po Placu Kombatantów (to ten parking na dawnym cmentarzu o przedziwnej nazwie – bo kombatantów czego… wojny? Której? Stanu wojennego? Powstania styczniowego? Trwającej wojny polsko – polskiej?...
A może prusko – austriackiej?!), idzie zatem sobie nasz Leonek, a tam przed karczmą Rzym (Grande Roma!) – kanał, a konkretnie klapa na kanale. Jest taki zwyczaj wśród turystów, że staje się na kanale i fotografuje własne stopy z napisem na metalowej klapie: w Pradze „Praga”, w Dreźnie „Drezno”, w Nowym Jorku „New York” w Rio – „Rio”. Na pamiątkę.
Staje więc Leon na klapie kanału w centrum Cieplic koło karczmy Rzym, a tam napis: „Wałbrzych”. Koniecznie trzeba dodać, że Leon wcale nie wracał z „Rzymu”, tylko ze szkoły – tym razem z pobliskiego Norwida… Kilkukrotnie Leon przecierał – raz oczy - raz klapę kanału. „Wałbrzych”. A że jest skubaniec odrobinkę oczytany – nie dał sobie w kaszę napluć i udał się natychmiast do karczmy „Rzym”, pamiętał bowiem z Elektronika o diable i jego „Ta karczma Rzym się nazywa!”. Długo przyglądał się gościom. Żaden nie przypominał Belzebuba. Chciał iść po święconą wodę, ale tylko obmył zdziwioną twarz w toalecie „Rzymu” i jeszcze raz się przyjrzał– tym razem obsłudze. Mefistów, Twardowskich i Faustów brak. A na klapie wciąż „Wałbrzych”. Uzbrojony w smartsona (jak mawia jego matka), sprawdził dżipiesem swoje położenie. Gugel twierdził wyraźnie – Cieplice. Wiele miał Leon pomysłów na wytłumaczenie tego paranormalnego zjawiska. Na przykład, że to owi zmarli z cmentarza podparkingowego byli wałbrzyszanami i teraz domagają się wreszcie chociaż jakiegoś symbolu (czytelniejszego od latarni ku ich czci obok kościoła); albo, że sprytni włodarze miasta (ci co wciąż boją się nazwy ronda koło Term „Rondo im. Eugena Fullnera!), postanowili zrobić niebywałą atrakcję – każdy kanał w Cieplicach będzie z innego miasta – wystarczy przyjechać do Cieplic z aparatem i cyk – Barcelona, i cyk – Berlin, i cyk – Sztokholm, i cyk – Hawana…. Zaczęli od Wałbrzycha… - pewnie ze względu na budżet i wrodzoną odwagę (Rondo Fullnera!).
Wyjaśniwszy sprawę, odjechał Leon do domu, po drodze jednak, na wszelki wypadek, zahaczając o Żabkę, żeby nie zwariować na trzeźwo…
A może by tak iść dalej w tego typu promocji miasta! Może, skoro szanowni radni nie zgadzają się (sic!) na duży napis „CIEPLICE”,
z którym każdy by się fotografował (jak w niemal wszystkich porządnych miastach – nawet Karpaczu!) i darmowo reklamował nasze miasto na fejsbukach i innych Instagramach, może zatem zamiast takiego napisu – szereg innych: w parku norweskim „Oslo”, na wałach „Walia”, na Placu Piastowskim – „Piastów”, w okolicach Zjednoczenia Narodowego – „Meksyk”, przy sanatorium Lalka – „Sochaczew”
a przy pizzerii Mafiozo – „Palermo”! A przy każdym napisie kolejne człowieko – jelonki, z którymi trudno się identyfikować nawet po kilku wizytach w Żabce…
Finis coronat opus – a przy siedzibie Rady Miasta wielki podświetlany napis: ………. – tu z bezsilności Leon prosi o pomoc szanownych czytelników ….